W służbie Bliźniemu

Często słyszymy o potrzebujących i tych, którzy chcą pomagać, choć nie wiedzą, w jaki sposób można to robić. I to właśnie nad tym ostatnim zagadnieniem chciałbym się pochylić. Chcę dać przykład mojego niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Odkąd tylko poszedłem do szkoły podstawowej zawsze lubiłem się angażować wszelkie działania mające charakter wolontariatu. Zaczęło się od Szkolnego Koła Caritas, a dalej przeszło w Parafialny Zespół Caritas. W szkole robiliśmy, pod czujnym okiem naszej katechetki, różne akcje: zbierania produktów żywnościowych w okresie przedświątecznym, chodziliśmy do Domu Pogodnej Jesieni spędzając czas z ludźmi starszymi czy też organizowaliśmy dla potrzebujących seniorów eventy parateatralne.
W Parafialnym Zespole Caritas byłem tylko do pomocy. Z perspektywy czasu jednak wydaje mi się, że ta pomoc była cenna. Pamiętam, że zanosiłem chleb i inne produkty żywnościowe do starszej pani, która mieszkała sama w bloku na 3 piętrze. Była osobą niedoslyszącą z niepełnosprawnością ruchową. Pani ta każdego czwartku czekała na mnie po południu. To był czas, w którym odwiedzałem ją, a niekiedy konkretnie pomogłem jej w mieszkaniu: myjąc, sprzątając czy po prostu rozmawiając z nią.

Kolejnym dla mnie nieocenionym doświadczeniem w służbie bliźniemu był wolontariat w hospicjum. Mimo, że już teraz nie jestem tam wolontariuszem, ze względów czasowych to bardzo mi tego brakuje. Wielu osobom hospicjum kojarzy się, jako miejsce śmierci, gdzie ludzie tylko czekają na swoją kolej odejścia z tego świata. Nie jest to do końca prawdą. Są ludzie, którzy wracają do swoich domów, bo ich stan się poprawił czy też chcą umierać w swoim domu, wśród najbliższych. Wolontariat hospicyjny nie jest łatwą służbą na rzecz bliźniego. Wielu nie potrafi towarzyszyć osobom umierającym, ale można też wykonywać rzeczy, które są przydatne hospicjum np. reklama, strona internetowa, organizacja imprez charytatywnych, czy też biurokracja. Mówiąc o moim doświadczeniu muszę jednak powiedzieć, że byłem na pierwszej linii. Wchodziłem na oddział i towarzyszyłem pacjentom będącym w różnym stanie. W czasie przygotowania do wolontariatu hospicyjnego miałem wchodzić na początku z wolontariuszem starszym, który ma już doświadczenie. Pamiętam moje pierwsze wejście na oddział. Dlaczego? Wolontariuszka zaprowadziła mnie na oddział. Poprosiła, abym poszedł pod wskazany pokój, a ona przyniesie kilka nam potrzebnych rzeczy. Wszedłem do pokoju, okazało się, że jedna z pań będących w tym pokoju właśnie zmarła.
Często, kiedy byłem na oddziale myłem pacjentów, karmiłem, rozmawiałem czy też czytałem książki. Jeśli pacjent był wierzący to modliliśmy się razem. Spotykałem się czasem z kimś, kto miał bunt w sobie, aby zaakceptować chorobę i cierpienie. Wtedy to staraliśmy się wspierać pacjenta oraz jego najbliższych. Pomoc bliźniemu niosłem każdemu, kto był w hospicjum nie ważne było czy był człowiekiem wierzącym czy nie. Przede wszystkim był człowiekiem, który potrzebował wsparcia, zrozumienia, dobrego słowa i otwartości serca.
Ten czas cenię sobie najbardziej, bowiem to dzięki temu dziś nadal mogę nieś pomoc moim znajomym, czy też wspierać tych, którzy proszą o pomoc w opiece nad chorym. Towarzyszę czasem także rodzinie, kiedy bliska im osoba odchodzi.

Pracując w szkole zaangażowałem się od paru lat w wolontariat szkolny oraz w Szlachetną Paczkę. Wyjątkowy czas, w którym każdego roku do wielu domów dociera pomoc, a ja mogę być częścią tego ogromnego dzieła. W tym czasie dzieją się rzeczy, które są niemożliwe dla jednych, a możliwe dla innych ludzi. Na przykład kobieta została sama z trojgiem dzieci, mąż zginął w wypadku samochodowym. Był jednym żywicielem rodziny. Mieszkali też bardzo skromnie. Przecudne dzieci, a dobrze wiemy, że i one mają marzenia. Znaleźli się dla nich wspaniali darczyńcy, którzy przejęci losem tej rodziny okazali ogromne serce. Udało się zrealizować marzenia dzieci. Jedno z dzieci było na stadionie Lecha Poznań i miało okazję spotkać się z kilkoma piłkarzami tego klubu oraz być na meczu.
Inny przykład kobiety samotnej, który zachorowało bardzo poważnie. Nie mogła już podejmować pracy. Renta, którą otrzymywała starczała zaledwie na opłacenia podstawowych rachunków i ledwie na wyżywienie. Nie starczyło już na odpowiednie lekarstwa oraz niezbędny sprzęt, który ulżyłby jej w chorobie oraz butlę tlenową. Dzięki Szlachetnej Paczce pojawiła się niesamowita grupa darczyńców, którzy wspomogli tę kobietę. Radość ze wzajemnego spotkania oraz ogromne zainteresowanie tych darczyńców, sprawiły, że kobieta ma ułatwione poruszanie się po domu. A kontakt między nimi jest utrzymywany nadal.
W tym miejscu mógłbym przytaczać wiele historii z własnego doświadczenia oraz doświadczenia, które znam od innych wolontariuszy. Trudno opisać  emocje, jakie towarzyszą darczyńcom, obdarowywanym oraz nam wolontariuszom w czasie finału Szlachetnej Paczki, który przypada każdego roku na drugi weekend grudnia. Wiele łez radości, uśmiechu na twarzy, zdziwienia i niedowierzania. Te chwile sprawiają, że wszyscy wolontariusze mamy wówczas poczucie satysfakcji i radości ze szczęścia innych osób, mimo ogromnego wysiłku i zmęczenia, jakie nam towarzyszy. Niesiemy pomoc drugiemu człowiekowi. W tym ogromnym zespole ludzi, w jakim pracujemy bardzo mocno uwydatnia się hasło: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Chciałbym również zachęcić Ciebie, abyś znalazł czas dla drugiego człowieka. Znajdź proszę ten czas, który poświęcisz bezinteresownie Bliźniemu. Nie mówię o jakimś konkretnym wolontariacie. To każdy sam musi odkryć, w jaki sposób chce działać na rzecz drugiego człowieka. W czym się odnajduje, a w czym jednak nie. Jeśli tylko odnajdziesz swoje pole do działania to gwarantuje, że otrzymasz bardzo dużo od drugiego człowieka. Przede wszystkim będziesz szczęśliwy.

Damian ocds